Wodzisławianie skąpią na napiwki
Wodzisławscy kelnerzy i barmani za otrzymane od klientów napiwki mogą sobie kupić co najwyżej bilet autobusowy do domu. - Tylko nieliczni zostawiają nam napiwek. Najczęściej w kwocie od 0,50 gr do 2 zł. Większa grupa osób składa się po 20 groszy i wchodzi tyle samo – mówi kelnerka Żaklina.
Nie jest prawdą, że kelnerzy mają z napiwków drugą pensję. Przynajmniej nie w Wodzisławiu. - Napiwki zostawia tylko około 40 % klientów – mówi Krzysztof Andrzejczyk, kelner jednej z wodzisławskich restauracji. Kwoty, które otrzymuje od klientów za obsługę, nie przyprawiają o zawrót głowy. - Najczęściej są to 2 złote. Zdarza się, chociaż rzadko, że ktoś da mi 10 zł – dodaje chłopak. Bardziej skłonni do wręczania napiwków, niż wodzisławianie, są obcokrajowcy. - Ale tylko ci z Wielkiej Brytanii. Oni zostawiają konkretne pieniądze. Co do Niemców... W ich wypadku wiele się zmieniło i obecnie nie dają nam nic – żałuje Krzysztof.
Największy napiwek, który otrzymał, wynosił 70 zł. - Na romantyczną kolację przyszła para 30-latków. Z tego, co pamiętam, byli z Wodzisławia. Wydaje mi się, że mężczyzna chciał się popisać przed swoją partnerką i dlatego zostawił mi tak pokaźną sumę – opowiada Krzysztof.
Jego koleżanka po fachu, Żaklina Mikołajczyk, która pracuje w jednej z restauracji w rynku, nie pamięta, kiedy ostatni raz dostała duży napiwek. - 50 gorszy albo złotówka to standard. Pół biedy, gdyby wszyscy tyle dawali. Niestety, tylko co piąty klient zostawia napiwek – żali sie kobieta i dodaje, że jeszcze kilka lat temu było lepiej. - Nie wiem, skąd ta zmiana. W tej chwili udaje mi się uzbierać około 6 zł dziennie, czyli tyle, ile wydaję na podróż autobusem w dwie strony – wzdycha Żaklina.
Prawdziwe powody do narzekania mają kelnerzy i barmani wodziławskich pubów i klubów. W ich wypadku napiwek najczęściej oznacza kilka... groszy. - Wręczają mi 2 albo 5 groszy. Jeśli to wszystko policzyć, to wychodzi złotówka dziennie – przekonuje Marta. Wyjątkiem od reguły są klienci, którzy wygrywają na automatach do gier. - Kiedyś zasugerowałam pewnemu mężczyźnie, że skoro zgarnął większą sumę pieniędzy, to mógłby zostawić mi jakiś napiwek. Dostałam od niego aż 70 zł – cieszy się dziewczyna. Niestety, Marta uczestniczyła też w mniej komfortowych sytuacjach. - Poprosiłam o 8,80 zł za dwa piwa. Panowie wręczyli mi 9 zł i nie chcieli reszty. Kiedy przyszli po kolejne dwa piwa, zapłacili za nie tylko 8,60 mówiąc, że przecież wcześniej dali mi 20 groszy – żali się dziewczyna.
Czy mieszkańcy Wodzisławia nie przywykli do zostawiania napiwku za dobrą obsługę, czy przyczyna leży gdzie indziej? Na to pytanie spróbowała odpowiedzieć pani Lucyna, która jest kelnerką od 38 lat. - Teraz liczy się każdy grosz, bo ludzie w Wodzisławiu są biedni – uważa kobieta. Innego zdania jest Monika przybyła, która pracuje w jednej z wodzisławskich pizzeri. - Moim zdaniem niewiele się zmieniło. Ludzie są różni. Niektórzy zawsze zostawiali napiwki i będą zostawiać, a inni nie. Najwięcej można zarobić w weekendy – uważa pani Monika.
Jej opinia znajduje odzwierciedlenie w wypowiedziach mieszkańców miasta. - Przed chwilą zapłaciłam rachunek za kawę, która kosztowała 7 zł. Za obsługę wręczyłam 3 zł. Zawsze zostawiam napiwek. To wyraz szacunku, tym bardziej, że praca w gastronomii to ciężki chleb – podkreśla Barbara Schmidt. Odmiennego zdania jest pani Bożena. - Kelnerzy mają stałą pensję i dlatego nie mam zamiaru płacić im ekstra. Ja też nie dostaję dodatkowych pieniędzy tylko dlatego, że jestem dla kogoś miła – wtrąca kobieta.
MaS
Komentarze (0)
Dodaj komentarz