Wodzisławianka odbyła staż w restauracji Mateusza Gesslera
Młoda, zdolna i odważna. Tak śmiało można powiedzieć o młodej, bo zalewie osiemnastoletniej Wiktorii Warzeszki, mieszkanki Wodzisławia Śl., która właśnie wróciła ze stażu kulinarnego odbytego w restauracji znanego warszawskiego restauratora Mateusza Gesslera nazywanego polskim Gordonem Ramsayem. Mimo młodego wieku ma na swoim koncie kilka sukcesów. Po ukończeniu stażu otrzymała na pamiątkę firmowy fartuch z logo restauracji oraz propozycję pracy! Jest żywym dowodem, że szczęściu należy pomagać, pokonywać samego siebie i działać. Wtedy marzenia się spełniają!
A.B.: Wiktoria, jak to się stało, że trafiłaś na staż do właściciela kilku znanych w stolicy restauracji Mateusza Gesslera wywodzącego się ze znanej rodziny restauratorów?
W.W: Uczęszczam do Techniku Żywienia i Usług Gastronomicznych, gdzie w 3 klasie należy odbyć miesięczne praktyki. Ja postanowiłam sama, bez pośrednictwa szkoły załatwić sobie staż w jakiejś dobrej restauracji. Wybrałam restaurację o nazwie "Warszawa Wschodnia". Po prostu wysłałam zapytanie na adres restauracji, tam skierowano mnie do biura i... udało się. Pojechałam na staż zupełnie sama. Trochę się bałam, ale odwaga przeważyła.
A.B.: Opowiedz, jak wyglądała Twoja praca? Czego udało Ci się nauczyć, co podpatrzyć?
W.W.: Pracowałam po 8 godzin dziennie, ale normalna zmiana w restauracji to praca po 12 godzin. Pierwszy dzień był ciężki, ale cały staż przebiegł bardzo szybko. Restauracja jest na wysokim poziomie i jest dobrze zorganizowana. Wiele się nauczyłam pracując na wszystkich działach. Często zasięgałam porady od szefa kuchni Roberta Kondziela i od samego właściciela Mateusza Gesslera. Na zmianie pracuje 15 kucharzy w różnym wieku, także młodzi. Atmosfera była naprawdę przyjazna. Nie tylko nabrałam doświadczenia, ale była to dla mnie fajna przygoda. W końcu nie każdy ma taką okazję!
A.B.: Czy udało Ci się kogoś ciekawego spotkać, poznać?
W.W. Magazynierem w restauracji jest Janek Majami. Wystąpił w nowej części Pitbulla. Ponadto poznałam Karola Okrasę. Jest miły i kontaktowy, można było swobodnie porozmawiać.
A.B.: Bierzesz udział w konkursach kulinarnych. Zdradź proszę jakie jest Twoje popisowe danie i jakie masz plany na przyszłość?
W.W.: Rzeczywiście jestem nastawiona na rozwój. Cały czas się uczę. W Warszawie nauczyłam się sporządzać potrawę o nazwie Polędwica Wellington. Jest to bardzo wykwintna potrawa, kosztuje ok. 80 zł. Co do konkursów, to z konkursami jest tak, że każdy ma temat przewodni. Jeśli jakiś się ciekawy trafi, to na pewno wezmę w nim udział. Na przykład jesienią zeszłego roku wzięłam udział w konkursie o randze międzynarodowej "Śląska Jesień Kulinarna", gdzie zdobyłam II miejsce. Przygotowałam kaczkę i%u2026 udało się. Jeszcze w marcu jadę do Czech z moim "kaczym" daniem. Sama opracowałam skład potrawy, kompozycję, kolorystykę.
A.B.: Znam Cię trochę i widziałam, że chętnie kucharzysz ze swoim chłopakiem Rafałem Grzonką. Co przyrządzasz najchętniej i jakie są Twoje plany na przyszłość?
W.W: Przygotowywałam potrawę z krewetek niesiona natchnieniem z właśnie zakończonego konkursu kulinarnego, gdzie przyrządzaliśmy potrawy z ryb. Acha (tu śmiech) zapomniałam dodać, że i w tym konkursie zdobyłam II miejsce. A moje plany są bardzo praktyczne. Zamierzam dalej nabierać doświadczenia praktycznego. W najbliższej przyszłości chciałabym gotować w restauracji z gwiazdkami Michelin, a moim marzeniem jest w kiedyś otworzyć własną restaurację. Natomiast aktualnie (jak mówi Rafał) na świadectwie fajnie będzie zobaczyć "6" z praktyki - to się może przydać.
A.B.: Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za Twoje plany!
Anna Bierska
Komentarze (1)
Dodaj komentarz