Kaukaski barszcz wciąż parzy
Region. Nie dajcie się zwieść. Ta na pozór niegroźnie wyglądająca roślina jest toksycznym przybyszem z Kaukazu. Przy kontakcie z ludzkim ciałem powoduje oparzenia drugiego i trzeciego stopnia Niedawno natknął się na nią nasz Czytelnik z Rybnika. Zrobił zdjęcia i wysłał „ku przestrodze”.
Nasz Czytelnik, pan Robert, wracając z weekendowego wypadu natknął się na okaz bardzo znanej na Podbeskidziu rośliny. Ten niebezpieczny dla człowieka egzemplarz sfotografował na granicy Żor. Barszcz Sosnowskiego rósł wzdłuż jednego z cieków wodnych na terenie miasta.
- Już kiedyś miałem przyjemność z tym jegomościem. Poparzenie było bolesne a lekarze sami nie wiedzieli, skąd się wzięły bąble na skórze – pisze do nas pan Robert, ogrodnik z Rybnika. Przy kontakcie z ludzkim ciałem barszcz powoduje bowiem oparzenia drugiego i trzeciego stopnia a skutki oparzeń soku z rośliny goją się nawet kilka lat.
Majestatycznie wyglądający Barszcz Sosnowskiego do Polski sprowadzono w latach pięćdziesiątych jako roślinę pastewną. Szkody, jakie powodował u zwierząt, wykluczyły go z badań nad przydatnością stosowania jako paszy. Niechciane uprawy pozostawiono na polach samym sobie.
Walka z rośliną trwa od lat, ale sięgający w skrajnych przypadkach czterech metrów wysokości przybysz zza wschodniej granicy, nie daje łatwo za wygraną. Jedynym sposobem na pozbycie się intruza jest regularne i sumienne wycinanie kwiatostanów olbrzyma. Pędy, podobnie jak w bambusie, są puste w środku a szczyt łodygi wieńczy olbrzymi kwiat.
Na początku lat dziewięćdziesiątych wielu mieszkańców naszego regionu przywoziło do swoich ogrodów te egzotycznie wyglądające rośliny. Dziś nikt nie ma już złudzeń, że ich ekspansywność jest wynikiem sprzyjających warunków rozwoju, które przypadły roślinie do gustu w naszym regionie.
(młyn)
Komentarze (2)
Dodaj komentarz