Model jak z Czasu honoru
Wojskowy Hummer, wiceadmiralski okręt z XVII wieku czy czołgi z lufami wymierzonymi w zwiedzających. Wszystkie wielokrotnie mniejsze od rzeczywistych. W weekend w Wodzisławiu odbyła się II Wystawa Modelarska zorganizowana przez Szkutniczą Modelarnię działającą przy WCK.
– To modele, którymi chcieliśmy się pochwalić – mówi Arkadiusz Żyliński z Pszowa, wskazując na modele okrętów, żaglowców, samochodów, samolotów. Zaprezentowane zostały nie tylko jednostki wykonane przez modelarzy uczęszczających na zajęcia Szkutniczej Modelarni, ale również te pożyczone z zaprzyjaźnionych modelarni m.in. z Będzina, Dobrodzienia, Opola, Rudy Śl., Rybnika, Rzeszowa czy gminy Zawadzkie.
Arkadiusz Żyliński od trzech lat uczęszcza, dwa razy w tygodniu, na zajęcia organizowane przez Szkutniczą Modelarnię. - Modelarstwo to przede wszystkim samozaparcie i cierpliwość. Te cechy są ważniejsze niż talent - podkreśla mieszkaniec Pszowa i tłumaczy, że talent, owszem, jest potrzebny, kiedy trzeba zająć się na chociażby cieniowaniem modelu. - Na przykład ten samochód ma wyglądać tak, jakby przed chwilą przejechał przez pustynię - wyjaśnia Arek.
Wielbiciele modelarstwa podkreślają, że nie ma modeli lepszych lub gorszych. Każdy wymaga cierpliwości i zaangażowania. Do każdego "trzeba się przyłożyć". - Myślę, że model jest odzwierciedleniem zainteresowań i charakteru twórcy. Ja lubię egzemplarze bogate w wątki fabularne. Ten zainspirowany jest "Czasem honoru" - wyjaśnia Arek pokazując jeden z modeli.
Duże zainteresowanie zwiedzających wzbudzał model polskiego okrętu wojennego z pierwszej połowy XVII wieku. - Tak prawdopodobnie wyglądał wiceadmiralski okręt "Wodnik", uczestnik bitwy pod Oliwą w 1627 roku - można było przeczytać na kartce z opisem pod modelem, który został wykonany z mahoniu, olchy, klonu i orzechu. Jego twórca, Przemysław Michalski, poświęcił dwa lata, by go wykonać.
Materiały od zaprzyjaźnionych parkieciarzy
Instruktorem w modelarni jest Jerzy Bularz. Jego przygoda z modelarstwem rozpoczęła się, gdy miał 10 lat. - Najpierw było modelarstwo kartonowe. Pierwszym modelem był nasz okręt niszczyciel Błyskawica - wspomina pan Jerzy, który później za cel postawił sobie stworzenie pływającego modelu zdalnie sterowanego. - Po długich perypetiach związanych ze zdobyciem potrzebnych materiałów, bo były to czasy, kiedy trzeba było kombinować, wreszcie się udało – dodaje instruktor.
Dziś o materiały jest zdecydowanie łatwiej. Można je kupić, jednak pan Jerzy preferuje inną metodę. - Korzystam z uprzejmości wielu firm. Na przykład otrzymuję odpady z produkcji okiem mahoniowych. Albo proszę parkieciarzy o kilka klepek. Ludzie słyszą "modelarstwo" i dają, bo w większości maja sentyment – cieszy się instruktor.
Jerzy Bularz, który z pasją w głosie opowiada o modelarstwie, porusza jeszcze jeden aspekt. - Trudno zarazić pasją dzisiejszą młodzież. Przychodzą, ale szybko rezygnują, bo brakuje im cierpliwości. Modelarstwo nigdy nie było łatwe – puentuje.
(m)
Komentarze (0)
Dodaj komentarz