Żywy prezent czasem wraca

Szczere chęci to nie wszystko. Wiele osób sądzi, że sprawi komuś miłą niespodziankę, ofiarowując w prezencie świnkę morską, psa albo królika. Tymczasem można trafić jak kulą w płot. - Zwierzę to nie jest dobry pomysł na prezent – podkreśla Barbara Kolosko, która od 16 lat pracuje w sklepie zoologicznym Wiesława Radlera mieszczącym się przy jednej z bocznych uliczek wodzisławskiego rynku. - Gdy tylko usłyszę, że klient ma zamiar podarować komuś chomiczka albo królika, pytam, czy domownicy o tym wiedzą. Kiedy dowiem się, że to ma być niespodzianka, zdecydowanie odradzam – zaznacza sprzedawczyni. Kobieta podobnie reaguje na spontaniczny i nieprzemyślany pomysł zakupu zwierzaka. - Są osoby "z ulicy", które zajrzą do sklepu przypadkiem, zachwycą się chociażby świnką morską i chcą ją natychmiast kupić – wyjaśnia pani Barbara, która odradza zakupy wywołane impulsem. Odsyła do domu, radzi rozważyć swoją decyzję. - Niektórzy wracają, inni nie – podkreśla.

Nie do wszystkich wodzisławian przemawiają argumenty pani Barbary. Ludzie bezmyślnie decydują się na zakup żywego stworzenia, które po jakimś czasie staje się problemem. A wtedy najłatwiej oddać je z powrotem do sklepu. - Bywało, że ktoś podrzucał nam zwierzę zamknięte w kartonie. Ot tak, żeby nikt nie widział – ubolewa sprzedawczyni. Najczęściej klienci oddają chomiki albo króliki. - Chomiki są tanie. Kosztują 10 zł, dlatego niektórzy kupują je pod wpływem chwili, na próbę, a później, gdy zwierzę się znudzi, nie jest im żal go oddać – sądzi kobieta. Inaczej rzecz ma się w przypadku egzotycznych zwierząt. Tu zwrotów nie ma, bo klienci dokonują świadomych zakupów. - Ze względu na cenę. Za węża czy kameleona  trzeba zapłacić 200-300 zł. Nikt nie wyda tyle lekką ręką – zauważa pani Barbara.

Jakie są powody chęci pozbycia się pupila z domu? - Najwięcej osób tłumaczy się alergiami dzieci. Są tacy, którzy wyjeżdżają za granicę i przekonują, że nie mogą zabrać zwierzątka ze sobą. Inni mówią, że ich dziecko wyjeżdża na studia, a oni nie mają czasu na zajmowanie się pupilem– wylicza sprzedawczyni.

Nie zdarzyło się, żeby klient, który oddaje zwierzę do sklepu, zażądał zwrotu pieniędzy. - Przychodzą, mówią, że było tu kupione i tyle – twierdzi pani Barbara, która dla porzuconych zwierząt stara się znaleźć nowy dom. Zamieszcza ogłoszenia, dzięki którym ludzie poszukujący zwierzaka do adopcji mogą nawiązać z nią kontakt, pyta znajomych, czy znają kogoś, kto chciałby przygarnąć futrzanego przyjaciela. - Oczywiście bezpłatnie. Jakiś czas temu znalazłam nowy dom dla fretki, którą ktoś zostawił u nas w kartonie – cieszy się kobieta.

Dwa lata temu pani Barbara odebrała telefon od znajomej. - Ktoś chciał się pozbyć królika. Zwierzę trafiło do mnie – opowiada kobieta. Królik tak ją zauroczył, że postanowiła go przygarnąć. - Ma u mnie dożywotnią opiekę. Jest żywą reklamą sklepu. Niektórzy przychodzą tylko po to, żeby go obejrzeć – śmieje się sprzedawczyni. Królik trafił do niej jako Zuzia. - Wzięłam go na ręce i okazało się, że to jednak Zuzo, nie Zuzia. Jest uroczy! – podsumowuje.

MaS