Prezydent w odwiedzinach u jubilatki
Co składa się na piękne życie? Bez wątpienia, budują go godne uwagi wspomnienia. Tych z kolei nie brakuje pani Janinie Kozielskiej, która w tym roku kończy dziewięćdziesiąt lat. – Energii życiowej dodaje mi to, że nie jestem sama. Mam dobrego syna Andrzeja i dobrą synową Danutę – podkreślała z uśmiechem jubilatka. Solenizantce, z tak zacnej okazji, życzenia i gratulacje składali: Mieczysław Kieca, prezydent miasta i Mirosława Meisel, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego.
Życie pani Janiny w dużej mierze koncentrowało się wokół szkoły. Zarówno jubilatka, jak i jej małżonek, byli nauczycielami. Domeną solenizantki była polonistyka, zaś jej życiowego współtowarzysza – historia. – W Raciborzu kończyłam gimnazjum. To były trudne czasy, mieszkałam w internacie. W pamięci utkwiły mi wojskowe łóżka, jedliśmy zazwyczaj chleb z marmoladą, kaszę, ale przynajmniej to było. W domu żyliśmy bardzo skromnie. Rodzice z trudem wiązali koniec z końcem, a wychować musieli piątkę dzieci – wspominała jubilatka. – W Opolu kończyłam liceum pedagogiczne. Podobno byłam kujonem – dodawała żartobliwie. – Do rodzinnego domu jeździłam tylko na święta i na ważne rodzinne uroczystości. Na częstsze wizyty nie było mnie stać. Bardzo ucieszyłam się, kiedy musiałam podjąć pracę. To pozwoliło mi podreperować domowy budżet – zaznaczała.
A że serce nie sługa, wkrótce w życiu jubilatki pojawił się mężczyzna, który skradł jej serce. W 1952 roku para stanęła na ślubnym kobiercu. Po roku na świat przyszedł ich jedyny syn Andrzej. – Nie wiedziałam jak zabrać się do tego wychowywania! Nie było poradników, nikt nie udzielał mi wskazówek, poza „przyszywaną” mamą, która wspierała mnie. Mój syn jest dobrym człowiekiem, więc sztuka ta udała mi się chyba nieźle – opowiadała pani Janina. Przez trzydzieści lat małżonkowie mieszkali w Grzegorzowicach, w domu nauczyciela przy szkole. Obydwoje mieli blisko do pracy, a synek mógł bezpiecznie chodzić do przedszkola, które mieściło się na parterze tego samego budynku. Było to zatem bardzo komfortowe rozwiązanie. Dopiero w momencie, gdy urodziła się wnuczka Anna, a był to rok 1980, małżonkowie zamieszkali w dzielnicy Kokoszyce w Wodzisławiu Śląskim. Dzielili rodzinne gniazdo z synem, synową Danusią. Jubilatka znalazła zatrudnienie w Szkole Podstawowej nr 15. W sumie solenizantka doczekała się trojga wnucząt, oprócz Ani radości dostarczali jej wnuczka Ewa i wnuk Piotr. – Trudno było mi się rozstać ze szkołą, bardzo ją lubiłam. Nie raz, gdy byłam już na emeryturze, a z okna domu widziałam maszerujących na lekcje uczniów, ze wzruszenia ściskało mnie w gardle… – Ale taka kolej rzeczy – akcentowała.
Z zamiłowania, co dziwić nie powinno, polonistka sięgała po różnorodną literaturę. Najchętniej czas spędzała w towarzystwie książek historycznych, geograficznych, podróżniczych. – Moje oczy tyle „naczytały się” i „napatrzyły”, że teraz muszą odpoczywać – komentowała żartobliwie pani Janina. Ale i na te niedogodności znalazł się sposób – audiobooki. – Średnio co tydzień jesteśmy w bibliotece. Bywało, że dział muzyczny nie nadążał z nowościami, bo mama tak intensywnie wsłuchiwała się w przeróżne literackie treści – dodawał z uśmiechem syn.
Dobra książka to jednak nie wszystko. Pani Janina miała też wiele sposobności ku temu, by oddawać się kolejnej pasji, jaką były podróże. Maroko, Tunezja, Teneryfa, Skandynawia, Grecja, Lwów, Leningrad, Jerozolima i oczywiście Polska, to tylko przykłady miejsc, które zobaczyła. Dzięki temu, posiłkując się niezawodną pamięcią, jubilatka może w każdej chwili wracać do urokliwych zakątków. Doskonały wzrok, by podróżować w przeszłość, nie jest potrzebny. Zaś, gdy patrzy się na panią Janinę, można nabrać stuprocentowej pewności, że moc optymizmu, radość z codzienności i aktywność są receptą na długie, udane życie.
Komentarze (0)
Dodaj komentarz