Niech obcy ucieka a mieszkańcy zostaną !

Tego żądali zgromadzeni na sesji rady miasta Rydułtów mieszkańcy, którzy działalność firmy “Zielony Śląsk” porównywali do kornflaszy i fermentującego wina. - Gyrglas nie wytrzymo tego co siedzi w ziemi a jak go rozsadzi to nas wszystkich zaleje - mówili wywierając nacisk na samorządowców, by wreszcie zrobili coś w sprawie truciciela.
Przez ponad trzy godziny rydułtowscy radni przekonywali mieszkańców ul. Bohaterów Warszawy, zgromadzonych na sali teatralnej centrum kultury, po której stają stronie w sporze toczonym z firmą “Zielony Śląsk”.
Gehenna mieszkańców sąsiadujących ze starą cegielnią zaczęła się pięć lat temu, gdy przedsiębiorca ukrywający się pod nazwą odnoszącą się do ekologicznych wartości, przystąpił do rekultywacji wyrobiska.
Uciążliwy fetor, unoszące się tumany kurzu, zanieczyszczona droga i hałas ciężarówek podjeżdżających na teren wyrobiska pod osłoną nocy nadwyrężyły cierpliwość obywateli miasta.Choć kontrowersji było wiele a organizatorzy spodziewali się dużego zainteresowania ze strony pokrzywdzonych, sala Rydułtowskiego Centrum Kultury nie wypełniła się nawet w połowie.
Czyżby mieszkańcy byli już zmęczeni ? A ich zapał do walki o swoja sprawę wygasał ? Nic podobnego. Na spotkanie przybyli sami zainteresowani, wyłącznie mieszkańcy ulicy, przy której prowadzone są prace. - Nikt nas nie raczył poinformować w jakim środowisku przyjdzie nam żyć. Żółta droga, zgraja tirów, które coś wwożą, słońce świeci, robi się kurz - wyliczał poirytowany przedstawiciel mieszkańców miasta, Wojtek Szymiczek i dodał: - Teren prac tej firmy to wrzód na tyłku, który zatruje całe Rydułtowy.
Marek Szadurski, wice prezes “Zielonego Śląska” odpiera zarzuty mówiąc, że nie ma dowodów na to by składowane materiały miały jakikolwiek wpływ na zdrowie ludzi.
Samorządowcy przez kilka godzin udowadniali mieszkańcom, że nie pozostawili ich sprawy samej sobie. Kilkunastominutowe wystąpienia przewodniczącego rady Lucjana Szwana oraz pozostałych radnych niecierpliwiły zgromadzonych. - Przykro mi, że słyszymy tylko na temat pana posła, a co zrobiła rada? - pytała zdenerwowana Wiesława Ciurko, mieszkanka ul. Bohaterów Warszawy, reagując na wzajemne utarczki słowne pomiędzy samorządowcami a kierownikiem biura poselskiego posła Gawędy, Jolantą Górecką. -Pan poseł nie mógł skorzystać z państwa zaproszenia ze względu na ważne głosowanie w Warszawie -usprawiedliwiała parlamentarzystę, który również interesuje się problemem.
Mimo kilku godzin spędzonych na sali obrad, zainteresowani wciąż nie usłyszeli żadnych konkretów. Byli zaś świadkami przepychanek politycznych, z których można było wysnuć wnioski o wzajemnych sympatiach i antypatiach panujących wśród samorządowców.
- Moi sąsiedzi poumierali, ja sam zachorowałem spędzając kilka miesięcy w szpitalach, rozpoczyna swe wystąpienie radny Zbigniew Szurek, zarzucając Szadurskiemu, że zamiast używać odpadów niewiadomego pochodzenia, mógł się dogadać z władzami kopalni i od nich przyjąć materiał skalny, którego nie brakuje przy wydobyciu węgla.
Przedstawiciel Zielonego Śląska przekonywał jednak do swoich racji udowadniając zebranym, że kiedy podpisywali umowę dotyczącą rekultywacji terenu dawnej cegielni, miał nadzieję, że uda się pozyskać ziemię z budowy autostrady: - Jednak oni woleli zasypać okoliczne dziury w Gorzyczkach czy Turzy i nie byli zainteresowani współpracą z nami.
Sąsiedzi feralnego placu, na którym prowadzone są prace mówią jednak jednym głosem. Zarzucają przedsiębiorcy składowanie na terenie inwestycyjnym odpadów groźnych dla środowiska.
Prezes pląta się w zeznaniach i nie wie jakie decyzje podejmują jego pracownicy
Firma Zielony Śląsk pracuje dziennie do godziny 15, jednak mieszkańcy twierdzą, że byli świadkami rozładowywania samochodów ciężarowych w godzinach nocnych. Marek Szadurski zapewnia, że to niemożliwe a mieszkańcy wysnuli tą tezę na podstawie zaparkowanego pod bramą firmy tira ze względu na awarię, z którą kierowca nie umiał się uporać. - Prowadziłem prace ziemne na własnej posesji - mówi jeden z przybyłych na sesję mieszkańców. - Wyrównywałem podjazd i nie miałem co zrobić z ziemią, podjechałem do siedziby firmy, by zapytać czy mogę podarować im czystą ziemię a jeden z pracowników odpowiedział, że nie ma takiej możliwości. Na te słowa Marek Szadurski okazał zdziwienie i żądał wskazania pracownika, który odmówił przyjęcia materiału.
Jak przyznał sam, zamówił partię żużla, odpadu który jak się okazało przy kontakcie z wodą wydziela amoniak. Kiedy się zorientował, zamówienie cofnięto. Wice prezes uspokaja również mówiąc, że na terenie wyrobiska nie składowano azotoksu, preparatu do zwalczania stonki ziemniaczanej.
Mieszkańcy mają dosyć
Zmęczeni przedłużającą się w nieskończoność dyskusją i wzajemnym obwinianiem się o bezradność przez samorządowców, reaguje Czesława Szymiczek, lekarz pediatra: - Toczymy prywatne wojny a przez trzy godziny nie zapadły żadne konkretne zobowiązania. - Co dalej z problemem? - pyta podenerwowana pani doktor. - Niech obcy ucieka a mieszkańcy zostaną - padały krzyki z widowni.
Przełom w sprawie
Dopiero pod koniec toczonych rozważań dowiedzieliśmy się, że w sprawie nastąpił przełom. Żadna ze stron, zarówno samorządowcy, jak i przedstawiciel Zielonego Śląska nie spieszyli się z przekazaniem informacji o podtrzymaniu przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Katowicach decyzji o zakazie prowadzenia działalności związanej ze składowaniem odpadów na terenie wyrobiska przez firmę, zgromadzonej publiczności. - Sam decyzji jeszcze nie czytałem - tłumaczył się Szadurski, a gdy dyskusja nabrała rozmachu, opuścił salę obrad. - Na przedsiębiorcy sprawa powinna być jasna. Decyzja jest jednoznaczna z koniecznością przywrócenia do stanu pierwotnego terenu wyrobiska i wywiezienie z niego odpadów, które zostały tam złożone bezprawnie - tłumaczy zaproszony na sesję radca prawny.
Co na to prezes firmy?
- Będziemy się odwoływali a decyzja nie oznacza konieczności wywozu zgromadzonego materiału, a jedynie wstrzymanie prac. O tym jak wielkie emocje towarzyszą tej sprawie świadczyła obecność strażników miejskich na sali obrad, którzy zostali zaproszeni by pilnować porządku.
Czy mieszkańcy odetchną z ulgą? Czas pokaże, lecz nie ukrywają obaw wynikających z groźby ponownego wywozu odpadów i związanych z nimi uciążliwościami.
(młyn)
Komentarze (4)
Dodaj komentarz